W Japonii niezwykle popularne są tzw. Fancy Shops, czyli sklepy tematyczne w których sprzedaje się wszelkiego rodzaju gadżety z postaciami ze świata popkultury. Tego rodzaju miejscem jest na przykład sieć sklepów Sanrio, firmowana przez sławną Hello Kitty i taką sieć ma również sławne Studio Ghibli.
Totoro Shopy można znaleźć w Tokio (i okolicach) w bardzo wielu miejscach. Ten akurat, który widzicie na tym filmie, znaleźliśmy przypadkiem w Kamakura. Jako, że był to czas poprzedzający bardzo poważnie traktowany w Japonii Dzień Matki, Totoro Shopy wypełnione były w większości stosownymi do tej okazji pamiątkami, jednak jak zapewne zauważycie, nie tylko. Totoro Shopy to niesamowite miejsca i absolutnie obowiązkowy punkt każdej fanowskiej wycieczki do Japonii. Punkty tej sieci można spotkać zarówno w postaci osobnych, firmowych sklepów, jak i wydzielonych stoisk w różnych domach handlowych.
Zainteresowani fanowskimi zakupami? Zatem polecamy również ten film:
• Mangowe zakupy
1 komentarze:
JOF02 :: short 12 :: Dzielnica literatury
15:15:00
MrJedi
0 Comments
Ilekroć jestem w Tokio, zawsze chętnie tu wracam, nawet chętniej niż do dzielnic opanowanych przez kolorowy świat japońskiej popkultury. Jinbocho (lub też Jimbocho) ma zupełnie inny klimat. Ta dzielnica opanowana przez znane wydawnictwa, księgarnie i antykwariaty, pachnie książkami i kusi zdającymi się zawierać jakieś tajemnice korytarzami, wypełnionymi od podłogi po sufit niezliczonymi tomami książek.
W roku 1913 dzielnicę Jinbocho strawił wielki pożar. Niedługo potem profesor Shigeo Iwanami otworzył tu pierwszą księgarnię. To zapoczątkowało całą falę kolejno pojawiających się placówek, związanych z wydawnictwami drukowanymi. Dzisiaj Jimbocho to dzielnica opanowana przez słowo pisane, ale... nie tylko. Wystarczy ruszyć wzdłuż głównej ulicy w stronę znajdującego się niedaleko Tokyo Dome, aby po drodze odkryć całe masy second handów z wydawnictwami filmowymi w tym... z erotycznymi. Ta dzielnica to istna kopalnia niesamowitych wydawnictw. Również fani j-rocka powinni zapamiętać tę nazwę, gdyż niektóre z mieszczących się tu antykwariatów koncentrują swoją uwagę na wydawnictwach muzycznych, dzięki czemu można tu znaleźć niesamowite i trudno dostępne wydawnictwa, związane z japońską muzyką rockową. W tej dzielnicy również mają swoje siedziby znane wydawnictwa publikujące mangę.
Spodobało ci się Jinbocho? Może zainteresuje cię więc również poniższy film:
• Tokyo mini-trip 12
0
komentarze:
JOF02 :: short 11 :: No to jedziemy!
00:35:00
MrJedi
0 Comments
Tokijska sieć komunikacji kolejowej to nie tylko środek transportu, ale i niezwykle fascynujący fenomen społeczno-kulturowy, wypełniony milionami pasażerów i ekscytującymi zjawiskami. Oto miejsce w którym zdolny obserwator jest w stanie wyczytać całą prawdę o japońskim społeczeństwie, fascynat technologii zachwycić się rozwiązaniami technicznymi, a pani domu zrobić udane zakupy.
Tak, to nie żart. Tokijska kolej podziemna (metro) i naziemna (JR) to niezwykłe zjawisko, które można postrzegać na wielu płaszczyznach. Oto najlepsza na świecie sieć transportu miejskiego, kilometry podziemnych pasaży, wypełnionych lokalami usługowymi i sklepami oraz mnóstwo zjawisk popkulturowych, obecnych w codziennym życiu wszystkich mieszkańców stolicy Japonii. Tutaj nie sposób się nudzić, można się odnaleźć, można zagubić. Czy można być fanem tak trywialnej rzeczy, jak transport miejski? W Tokio - zdecydowanie - tak!
0
komentarze:
JOF02 :: short 10 :: Mini Tokyo Tower
13:17:00
MrJedi
6 Comments
Tokijska dzielnica Shinjuku słynie z rozbudowanego i tajemniczego świata nocnych rozrywek, ale też i obfituje w fanowskie przybytki związane z japońską popkulturą, więc warto zajrzeć tutaj zarówno wieczorem, jak i za dnia. Oprócz ciekawych sklepów znajdziecie tu również m.in. automaty kapsułowe (gachapon) z wartymi uwagi gadżetami.
Oto kilka migawek z jednej z naszych licznych wizyt w tej dzielnicy, podczas której m.in. wpadliśmy w jednej z bocznych uliczek na cały ciąg automatów kapsułowych, wypełnionych najróżniejszymi fanowskimi dobrami. A że jesteśmy fanami Tokyo Tower, nie mogliśmy się powstrzymać przed zakupem/wylosowaniem tego sympatycznego gadżetu.
Tokijska dzielnica Shibuya jest symbolem najnowszych światowych trendów w modzie i rozrywce, które tutaj rodzą się, dojrzewają i ulegają transformacjom. Najczęściej pokazywanym widokiem z tej dzielnicy jest sławne centrum z jeszcze sławniejszym skrzyżowaniem i domami handlowymi, pełnymi obłędnych ciuchów. Jednak prawdziwe skarby Shibuya kryją się wokół centrum w sieci małych uliczek. To właśnie tam znajdziemy tysiące małych sklepików, oferujących niesamowitą modę dla każdego, kto ceni sobie oryginalność, projekty pełne świeżego spojrzenia i japoński feeling.
To, co zobaczycie na niniejszym filmiku, to tylko kilka zaułków w wielkim labiryncie uliczek w Shibuya. Na pierwszy rzut oka miejsca te wyglądają bardzo zwyczajnie, ale nie dajcie się zwieść. To właśnie tu zmienicie swój image i sposób myślenia o modzie oraz pokochacie robić tego typu zakupy.
Tokio to zadziwiająca mieszanka sprzeczności, które objawiają się bez przerwy na każdym niemal kroku. W tym mieście nie da się przewidzieć, co spotka nas za kolejnym zakrętem. Pewnego dnia postanowiliśmy wybrać się na jeden z odbywających się tu regularnie targów rzeczy, zwanych powszechnie "starociami". A co zastaliśmy?
Hol w wielkim wieżowcu, zastawiony stoiskami z garderobą i dodatkami. Kombinacja ta była dziwnym połączeniem starego, ulicznego targu z nowoczesnym obliczem tej wielkiej metropolii. Przy takich okazjach czasami odnoszę wrażenie, że japoński pęd do dynamicznego rozwijania się jest za szybki dla mieszkańców tego kraju, którzy jeszcze nie zdążyli przyjąć do wiadomości, że świat wokół nich podlega ciągłym, nie dającym się ujarzmić zmianom. Japonia taka właśnie jest - jedną nogą stoi w przeszłości, a drugą w przyszłości. Taka luźna myśl. Miłego oglądania.
Pewnego wiosennego popołudnia, gdy siedzieliśmy sobie na murku w jednym z naszych ulubionych miejsc w tokijskiej dzielnicy Shibuya, mieszczącym się tuż przy punkcie z ulubionymi przez tokijczyków crepami, nagle nasz wzrok przyciągnął znajomy napis. Warszawa w Shibuya? Tak, w Tokio takie rzeczy zdarzają się na okrągło. Bowiem w naturze tego miasta leży ciągłe zaskakiwanie.
Tokio to miejsce przeładowane impulsami wizualnymi i dźwiękowymi. Aby być tu zauważonym, trzeba starać się być jak najbardziej oryginalnym. Tutejsi biznesmeni wiedzą, że w Tokio nie wystarczy po prostu mieć dobry produkt czy usługę, ale trzeba zaistnieć w taki sposób, aby zapaść w pamięci bombardowanym na okrągło informacjami mieszkańcom Tokio. Czy nazwa tego oto sklepu o swojsko brzmiącej dla nas nazwie "Warszawa" zdała egzamin? Cóż, trudno powiedzieć. Faktem jest, że kilka miesięcy później widzianego na tym filmie banneru reklamowego już nie było, lecz strona internetowa firmy nadal istnieje, czyli pomysł jednak się sprawdził.
Przy okazji, zwróćcie uwagę na stojącego na rogu, tuż przy stercie gruzu, pracownika firmy budowlanej. Może trudno nam w to uwierzyć, ale on tam stoi tylko po to, aby dać do zrozumienia, że wykonawca prac traktuje swój obowiązek poważnie i dba o bezpieczeństwo przechodniów. Taka właśnie jest Japonia.
0
komentarze:
JOF02 :: short 06 :: Zielone Tokio i karas
23:01:00
MrJedi
0 Comments
W Tokio, metropolii z betonu, stali i szkła, nie brakuje zieleni. Jest ona wkomponowana absolutnie wszędzie, w przydomowych ogródkach, pomiędzy wieżowcami, na ścianach i dachach budynków, na tarasach, podwórkach, murkach i ogrodzeniach, w restauracjach, hotelach, na każdym niemal zakręcie i wciśnięta w każdy kawałek wolnej przestrzeni.
Oto jeden z wielu przykładów, jak estetycznie i naturalnie zarazem, można zakomponować przestrzeń pomiędzy wielkimi wieżowcami. Jak czasami niewiele potrzeba, aby smutny, betonowy krajobraz, nabrał życia. Japończycy tłoczą się na niewielkim procencie powierzchni swojego kraju i każdy metr kwadratowy, a już zwłaszcza w Tokio, jest na wagę złota, a mimo to jego mieszkańcy starają się upychać zieleń gdzie tylko jest to możliwe.
Dodatkowym elementem tokijskiego krajobrazu są niesamowicie dostojne i hałaśliwe kruki (karas), które dają o sobie znać na każdym niemal kroku. Ma to swój urok. Kruki siedzące na charakterystycznych i wszechobecnych w Japonii kablach rozciągniętych pomiędzy słupami, to klasyczny widoczek, znany chociażby z wielu mang i anime.
0
komentarze:
JOF02 :: short 04-05 :: Nocna Akiba
22:22:00
MrJedi
1 Comments
Zgodnie z obietnicą, wracamy do obłędnie gadżeciarskiej i kolorowej dzielnicy Tokyo, Akihabary. Tym razem przespacerujemy się główną ulicą tego niezwykłego miejsca wieczorową porą, wtedy bowiem Akihabara ukazuje swe prawdziwe oblicze, zalane feerią barw i dźwięków.
Oto krótki spacer po głównej ulicy Akihabary oraz w okolicach bardzo charakterystycznego wyjścia ze stacji w samym centrum dzielnicy. Przyjrzymy się zgiełkowi, jaki panuje tu po zapadnięciu zmroku, podejrzymy tokijską policję oraz zatrzymamy się przy punkcie z crepami, bardzo lubianymi przez tokijczyków słodkimi naleśnikami, owijanymi wokół różnych słodkości.
I oto druga część naszego nocnego spacerku, tym razem przyjrzymy się bliżej wejściom do znanych przybytków fanowskich, mieszczących się przy głównej ulicy Akihabary, zwrócimy uwagę na młodych ludzi, zatrudnianych przez licznie tu obecne sklepy i punkty usługowe oraz powspominamy Dejiko, maskotkę sklepu Gamers, bohaterkę Akihabary njo. Kto pamięta serię "Di Gi Charat", ten wie, jak szalone potrafią być maskotki japońskich firm.
1 komentarze:
JOF02 :: short 03 :: Karta Suica
11:56:00
MrJedi
1 Comments
Tokyo posiada najdoskonalszy na świecie system komunikacji miejskiej. Poruszanie się tokijskim metrem i koleją naziemną to czysta przyjemność, pod warunkiem, że nie trafimy na tłum w godzinach szczytu, ale to właśnie wtedy tokijska komunikacja miejska pokazuje, na co ją naprawdę stać.
Jednym z bardzo prostych i fantastycznie sprawdzających się w praktyce, stosowanych tu udogodnień, jest karta magnetyczna Suica, która ułatwia nam poruszanie się i korzystanie z gigantycznego tokijskiego systemu miejskiej komunikacji. Kartę tę można łatwo zdobyć w jednym z punktów obsługi klienta (m.in. już na tokijskim lotnisku Narita) oraz w jednym z wielu automatów. Dzięki karcie Suica nie oszczędzamy pieniędzy, lecz czas, gdyż dzięki niej możemy się płynnie poruszać pociągami i autobusami miejskimi, a także dokonywać zakupów w automatach z napojami, małych sklepach spożywczych typu konbini oraz kioskach.
1 komentarze:
JOF02 :: short 02 :: Tokijskie apato
10:09:00
MrJedi
5 Comments
Tokyo to gigantyczna, zatłoczona metropolia. Życie w tym mieście dostarcza wielu wspaniałych przeżyć, ale jeśli chcemy tu mieszkać, musimy się pogodzić z tym, że najprawdopodobniej metraż naszego mieszkania nie będzie zbyt imponujący. Typowe, tokijskie, małe apato (mieszkanie) nie zostało bowiem stworzone do przebywania w nim całymi dniami, to bardziej miejsce na osobiste rzeczy, służące do spania i przygotowywania prostych posiłków, bo i tak całe życie towarzyskie w tym mieście odbywa się poza domem. Tokijskie mieszkanka to konstrukcje bardzo praktyczne i doskonale przemyślane.
Oto typowy przykład tokijskiego lokum, które sfilmowałem na miejscu specjalnie dla was. Oczywiście, nie jest to jedyna opcja, ale bardzo tu popularna. W Tokyo istnieją firmy specjalizujące się w wynajmie mieszkań i nawet gajdzin może zamieszkać w tokijskim apato. Przy pobytach dłuższych niż kilka tygodni jest to bardzo opłacalna opcja.
5
komentarze:
JOF02 :: short 01 :: Tlen w spreju
18:31:00
MrJedi
0 Comments
Oto jeden z wynalazków Japończyków, okrzyknięty swego czasu przez wielu "dziwactwem". Ale wiecie co? Nie takie dziwactwo dziwne, jak się temu bliżej przyjrzeć. Tlen to bardzo przydatny gaz i wciągnięcie go w odpowiedniej ilości może znacznie poprawić wasze samopoczucie. Działa to zupełnie inaczej niż kawa i inne dopalacze, być może słabiej, ale za to jest w pełni nieszkodliwe, a nawet dobroczynne; pod warunkiem, że nie przesadzicie, bo przedobrzyć oczywiście można ze wszystkim.
Wiedziony naturalną ciekawością, będąc w Tokio, zakupiłem tenże pojemnik z tlenem i zaaplikowałem go sobie w dwóch podejściach, część od razu, a drugą część podczas kręcenia tego filmiku. Sami zobaczcie, jak to wygląda.
0
komentarze:
Konwent Baka 2011
17:53:00
MrJedi
0 Comments
Ekipa JOF miała przyjemność gościć na wrocławskim konwencie miłośników japońskiej popkultury, Baka 2011. Jak zwykle działo się bardzo wiele i jak zwykle nie mogliśmy być wszędzie, ale i tak staraliśmy się uchwycić w naszej wszędobylskiej kamerze wszystko, co tylko się dało (i nie dało). Efektem tego pokrętnego kręcenia są te cztery nagie filmiki, na których obnażamy prawdziwe oblicze zalanej japońskim różem wyobraźni fanów nihońskiej popkultury. Już (prawie) tradycyjnie mieliśmy również przyjemność spotkać się z wami na czwartym z kolei, JOFowym panelu. Co prawda prowadzący lekko niedomagał z powodu dręczącej go grypy, ale jak zwykle gorąca atmosfera panująca na spotkaniu okazała się nieoceniona i wszystko przebiegło bez komplikacji. Oto wynik tego całego zamieszania, widziany obiektywem kamery umieszczonej gdzieś wewnątrz. Nawet nie pytajcie, gdzie.
Cięcie pierwsze: czyli klip pełen krwi i obdzieranych z ubrań niewiast. Uwaga: przed obejrzeniem zapoznaj się z lekarzem lub farmaceutką oraz sprawdź stan swojego serca!
Cięcie drugie: na którym poznajemy mocarnego Baloo i zgadujemy zagadki muzyczne przygotowane przez Tenno. No wiecie, ten... no... jak mu tam...?
Cięcie trzecie: panel na którym padła rekordowa liczba dziwnych pytań, dotyczących Japonii. Na pytania jeszcze dziwniej odpowiadał zwalony z nóg MrJedi.
Cięcie czwarte: wykonane dnia następnego, podczas wycieczki do wrocławskiego ogrodu japońskiego. Ofiar w wycieczkowiczach nie stwierdzono, bo wszystkie ofiary zostały zjedzone przez zombi.
I cięcie dodatkowe, czyli zdjęcia z panelu JOF:
0
komentarze:
Ogród japoński we Wrocławiu
09:47:00
MrJedi
9 Comments
Zazwyczaj pokazuję na tym blogu miejsca i zjawiska zaobserwowane w Japonii, co często wiąże się z faktem, iż większość czytelników wzdycha ze smutkiem, mając świadomość, jak trudno im będzie wybrać się w te wszystkie egzotyczne miejsca, mimo najszczerszych chęci. Tym razem będzie inaczej, gdyż chciałbym wam przybliżyć niezwykłe miejsce, przepełnione duchem Japonii, ale mieszczące się w Polsce. We Wrocławiu.
Ogród japoński we Wrocławiu, to na pierwszy rzut oka mały i niepozorny punkcik na mapie miasta, ale każdy kto tu był przekonał się, jak wiele ma uroku. I to tego orientalnego, a jednocześnie - naturalnego. Dodatkowym, niemałym bonusem jest tu fakt, iż ogród japoński mieści się w bezpośrednim sąsiedztwie wrocławskiego Parku Szczytnickiego (właściwie to formalnie leży na jego terenie), sławnego Wrocławskiego Zoo oraz Hali Stulecia, która ze swoją prześliczną zieloną pergolą i multimedialną fontanną, w okresie wiosenno-letnim stanowi wspaniałą atrakcję. Ogólnie rzecz ujmując, jest to jedno z miejsc/obszarów we Wrocławiu, które należy koniecznie odwiedzić, a najlepiej - odwiedzać je regularnie.
Wracając do sedna - to właśnie w tym niezwykłym miejscu we Wrocławiu, kryje się jeszcze bardziej niezwykła - i to na skalę europejską - oaza naturalnego piękna: ogród japoński. Cały projekt został zainicjowany na początku XX wieku przez wielkiego miłośnika Japonii - Fritza von Hochberga i zrealizowany z udziałem japońskiego specjalisty od planowania ogrodów - Mankichi Arai. Ogród powstał przy okazji Wystawy Stulecia, która miała miejsce we Wrocławiu w roku 1913, wtedy też po raz pierwszy zaprezentowano ogród japoński szerokiej publiczności. Niestety, po zakończeniu imprezy, ogród japoński został pozbawiony wielu istotnych elementów, tracąc tym samym na swym wizualnym pięknie.
Najgorszym okresem dla ogrodu japońskiego okazały się lata PRLu, kiedy to zielone tereny ogrodu popadały w ruinę i zapomnienie. Pojawiły się co prawda próby uzupełnienia jego krajobrazu w latach 70, ale na prawdziwy powrót do życia ogród japoński musiał czekać aż do roku 1997, kiedy to dzięki współpracy władz miasta z Ambasadą Japonii i ogrodnikami z Nagoi, dokonano prawdziwego przełomu. Ogród japoński po wielu latach zapomnienia, na powrót wyłonił się z cienia - piękny jak nigdy dotąd.
Dodam w ramach ciekawostki, że ekipa "Kawaii", pierwszego w Polsce magazynu dla miłośników japońskiej popkultury, była obecna na tym otwarciu, z którego sprawozdanie ukazało się w czerwcu 1997 roku w pierwszym, historycznym już numerze magazynu.
Niestety, ogród japoński i tym razem miał pecha, bowiem dwa miesiące później Wrocław nawiedziła "powódź stulecia" i zniszczyła z takim trudem odbudowaną roślinność ogrodu. Na ponowne odrodzenie ogród musiał czekać ponad dwa lata - ale naprawdę było warto. Dzisiaj ogród japoński jest jedną z najpiękniejszych wizytówek Wrocławia.
Piszę te słowa w samym środku wakacji. Piszę te słowa o miejscu, które mieści się prawdopodobnie najwyżej kilka godzin jazdy od Waszego domu. Piszę o miejscu w którym możecie się znaleźć w każdej chwili - niewielkim wysiłkiem i przy udziale małych kosztów. W zamian poznacie śliczne miasto i zanurzycie się w kojącym duchu zielonej Japonii. Rzućcie wszystko i zafundujcie sobie trochę wolnego i pozbawionego stresu czasu, pełnego zielonego, prostego piękna. Szczerze zachęcam.
Mini-reportaż:
30-minutowy klip relaksacyjny:
9
komentarze:
JOF02 :: 14 :: Wycieczka z duchami
22:04:00
MrJedi
1 Comments
Odkrywanie Japonii na własną rękę, to prawdziwa frajda i przygoda w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie ma to jak samemu ruszyć w nieznane i nastawić się na niespodzianki, czekające na nas za każdym niemal zakrętem. Wiedzeni tą myślą, będąc w Kyoto, pewnego razu ruszyliśmy w kierunku Arashiyamy, gdzie z dziką rozkoszą wtopiliśmy się w zielony, niezwykle klimatyczny krajobraz tego miasta. Nasza wycieczka była spontaniczna i pozbawiona szczegółowego planu (dlatego pewnie jeszcze tam wrócimy) i choć z jednej strony nie dane nam było odkryć wszystkich atrakcji, jakimi naszpikowana jest ta okolica, to z drugiej strony doświadczyliśmy bardzo sympatycznej przygody, nieobciążonej napiętym planem i temu podobnymi, niepotrzebnymi "formalnościami". Całą tę frajdę i klimat starałem się przekazać wam w niniejszym filmiku - i to był w sumie główny cel jego powstania. Mam nadzieję, że i wy, choć trochę, poczujecie ducha tej nastrojowej wycieczki, a kto wie, może i nawet niejednego dojrzycie. Miłego oglądania!
1 komentarze:
JOF02 :: 13 :: Shogun i sakura
13:43:00
MrJedi
0 Comments
Japończycy skutecznie udowadniają, że kwiaty wiśni pasują do wszystkiego, również do ciężkich murów zamku. Przekonaliśmy się o tym na własne oczy, trafiając w wyniku południowego, niezobowiązującego spacerku po Kyoto do sławnego zamku Nijo. Sam zamek jak zamek, a raczej swoisty kompleks pałacowy, był oczywiście sympatyczny (jeśli można tak powiedzieć o zamku - no ale przecież w Japonii wszystko może być "kawaii"!), ale to co było w nim... najsympatyczniejsze, to mistrzowsko zaprojektowane parki ze wszechobecnymi drzewami sakury i śliw. Kto by pomyślał, że za murami warownej budowli można spędzić tak sympatyczne i pełne kwiecia popołudnie.
Mnie, jako fana japońskiej kinematografii, wyjątkowo zaintrygował tu fakt, iż właśnie w tym miejscu kręcono między innymi sławny serial - co prawda Amerykański - "Shogun". Amerykański, ale jednocześnie bardzo nieamerykański i skutecznie wzbogacony, "uszlachetniony" przez plejadę japońskich gwiazd, które uczyniły z tej niezwykłej produkcji unikalną mieszankę, doskonale strawną dla widza z Zachodu, a jednocześnie zawierającą niesamowicie duży jak na standardy amerykańskie, ładunek "japońskości". Co tu dużo mówić, wybrałem się do tego miejsca aby dotknąć historii - nie tylko tej starszej. Kyoto doskonale się nadaje na tego typu eskapady.
Po Kyoto można się włóczyć dniami, tygodniami, miesiącami i bez przerwy, bez znużenia, pławić się w oparach historii i wchłaniać ją przez skórę. Wystarczy mapka w kieszeni, trochę drobnych na miejski transport i napoje z automatów i mamy gotową, niekończącą się przygodę w klimatach dawnej Japonii. Do tego jeśli trafimy tu pod koniec marca, gdy leciutkie powiewy wiosennego wiatru rozdmuchują delikatne płatki kwitnącej wiśni, sceneria osiąga tu szczyt swojego piękna i dostarcza tak dużej ilości pozytywnych impulsów, że nie sposób się nie zachwycać.
Nasz kolejny filmik to luźna impresja na temat naszego spacerku po słonecznym Kyoto i ogrodach zamku Nijo. Jak zwykle widzieliśmy i doświadczyliśmy o wiele więcej, niż byliśmy w stanie nagrać i przekazać za pomocą kamery, więc jeśli spodoba wam się to, co zobaczycie, tym bardziej zachęcamy do odwiedzenia pokazanych tu miejsc. Miłego oglądania.
0
komentarze:
JOF02 :: 12 :: 007 Gejsza z Gion
11:30:00
MrJedi
7 Comments
I tak oto trafiliśmy do miejsca w dzielnicy Gion w Kyoto w którym wciąż rodzą się te wspaniałe ikony japońskiej kultury - gejsze. W Kyoto co prawda zwane są geiko, lecz natura ich funkcjonowania jest właściwie taka sama. Oto ulotne i piękne kwiaty sakury w ludzkiej postaci - dziewczęta, których życiowym celem jest uprawianie sztuki.
Jeśli natknęliście się na jakąkolwiek literaturę związaną z tą tematyką, to zapewne dobrze wiecie, że zostać gejszą nie jest łatwo. Wymaga to wielu lat ekstremalnych wyrzeczeń i katorżniczego niemal treningu, bo osiągnięcie takiego stopnia wyrafinowania nie jest rzeczą prostą.
Gion jest niewątpliwie najsławniejszym miejscem związanym z tematem gejsz. Najsławniejszym, lecz nie jedynym. W samym Kyoto i poza nim istnieją równie wiekowe i prestiżowe ośrodki w których szkoli się młode dziewczęta do tego niezwykłego zawodu.
Niestety, zawód ten jest obecnie na wymarciu. To naprawdę smutne i szokujące zarazem. Jeśli tak dalej pójdzie, gejsze przejdą do historii, podobnie jak samuraje. Teraz, gdy w Japonii mnożą się jak grzyby po deszczu host cluby w których (głównie) młodzi chłopcy i dziewczęta, wyglądający niczym wymuskane gwiazdki j-popu, oferują swoje towarzystwo i ładne twarzyczki, dając iluzję "romantycznych związków" bez ani odrobiny artyzmu i polotu, instytucja gejszy wydaje się być przestarzała. A przecież wcale tak nie jest. Gejsze oferują uniwersalne piękno i czystą esencję sztuki bycia - takiego skarbu nie można tak po prostu pogrzebać. Gejsze wciąż mają swoich wielbicieli, szkoda tylko, że są oni coraz starsi i jest ich coraz mniej.
A właśnie, a propos wielbicieli. Udało nam się na poniższym filmie uwiecznić moment w którym jedna z tłumnych wycieczek, przepływająca przez Gion, namierzyła przechodzącą obok maiko (uczennicę, przyszłą geiko). Nie nagraliśmy niestety całego zajścia, a tylko jego fragment, ale było to i tak ciekawe doświadczenie, pokazujące, że symbol gejszy w Japonii jest wciąż żywy. Oby jak najdłużej.
Wybaczcie nam dosyć nietypową formę samego filmu z pozoru niepasującą do prezentowanego tu tematu. Jednak byliśmy w miejscu pełnym tajemnic, a to zadanie dla agentów specjalnych. Musiały więc paść strzały... korków od szampana i popłynąć trochę... sake. Miłego oglądania. ;)
7
komentarze:
JOF02 :: 11 :: Tropami Buddy
11:56:00
MrJedi
1 Comments
Kyoto podczas hanami to magiczne miejsce. Można się włóczyć całymi godzinami tamtejszymi wąskimi uliczkami bez najmniejszego znużenia. Oczywiście Kyoto to nie tylko świątynie i tradycyjna architektura. To miasto ma również swoje współcześniejsze oblicze, które jednak - nawiasem mówiąc - wzbudza czasami sporo kontrowersji wśród miłośników Kyoto. Zarzuca się często inicjatorom budowy nowych obiektów, że nie pasują one do klimatu tego miasta, niszczą jego charakter. Jednym z bardziej wyrazistych przykładów tego typu sporów jest np. stacja kolejowa w Kyoto (patrz: poprzedni odcinek JOF02), która sama w sobie jest bardzo ciekawą budowlą, ale została znienawidzona przez zwolenników, opowiadających się za poszanowaniem tradycyjnego wizerunku tego miasta.
Ale, rzecz jasna, Kyoto ma się czym pochwalić, jeśli chodzi o zabytki i tradycyjną architekturę. Nowe budownictwo nie zdołało tego zniszczyć. I to właśnie chcieliśmy wam pokazać w tym odcinku naszej filmowej serii. Tym razem wybraliśmy się do wyjątkowego miejsca (oj, tak, wiem - w Kyoto jest takich sporo;) - Kiyomizu-dera, czyli w wolnym przekładzie: "Czysta/Niepokalana Woda". Kiyomizu-dera to niesamowity kompleks świątynny, rozłożony na zalesionych zboczach góry Otowa. To, co przede wszystkim zachwyca w tym miejscu, to niesamowita "symbioza" tradycyjnej architektury z otaczającą ją przyrodą. Podziwiając takie miejsca jak to, doskonale rozumiem wszystkich tych, którzy buntują się przeciw budowie betonowych, szarych konstrukcji w tym niezwykłym mieście.
A zatem, mówiąc w skrócie - Kiyomizu-dera to miejsce które absolutnie trzeba odwiedzić będąc w Kyoto. Nie będę się tutaj rozczulał nad aspektami religijnymi tego kompleksu, bo nie taki był charakter mojej podróży. Zresztą, powiem wam szczerze, że jeśli chodzi o klimat sprzyjający rozmowie z wyższą jaźnią, to odwiedziłem w Japonii o wiele lepiej spełniające tę funkcję przybytki (więcej szczegółów: trzecia seria JOF). Kiyomizu-dera to dla mnie bardziej ikona, miejsce dla turystów, arcydzieło architektury, aniżeli świątynia. Tak przynajmniej ja to odebrałem. Nie wiem, może to przez te wszędobylskie tłumy, a może nie.
Tak czy owak, powiem to raz jeszcze i bardzo wyraźnie - jest to miejsce absolutnie zjawiskowe i absolutnie warte odwiedzenia. W Kiyomizu-dera będziecie mogli podziwiać wspaniałą architekturę, śliczny widok na panoramę Kyoto, posmakować uświęconej wody, zapewniającej - do wyboru - zdrowie, mądrość lub długowieczność (ciekawy wybór, co?;) oraz przejść się pomiędzy "kamieniami miłości", mającymi zapewnić "oślepionemu nieszczęśnikowi" szczęście w uczuciach. Wszystko to ujrzycie w bieżącym odcinku naszej serii. Miłego oglądania!
1 komentarze:
JOF02 :: 10 :: Kyoto ni Yokoso!
23:08:00
MrJedi
5 Comments
Shinkansen to niesamowity środek transportu naziemnego. Dla Polaka przyzwyczajonego do wyrafinowanej jakości PKP, to jak objawienie. Odkrycie, że podróż pociągiem może być naprawdę przyjemna: szybka, wygodna, miła - cywilizowana w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Tylko dlaczego musimy jechać po takie wrażenia aż do Japonii?
Pewnego dnia wsiedliśmy na tokijskiej stacji do jednego z tych legendarnych pociągów i wyruszyliśmy na wyprawę do niekwestionowanego centrum kulturalnego Japonii - Kyoto. Miasto to jest jednym z obowiązkowych punktów wycieczki do Japonii. Jest klasą samą w sobie. Nie jest tak różnorodne i żywe jak Tokyo, ale wcale takie być nie musi, bo oferuje nam coś zupełnie innego - namacalną historię. To zupełnie inna płaszczyzna doznań. Choć równie japońska jak ta tokijska. Japonia niejedno ma imię.
Kyoto na pierwszy rzut oka może wydać się zwyczajne, ale wystarczy chwilę tu pomieszkać, poczytać o tym miejscu, posłuchać mieszkających tu ludzi, pochodzić tutejszymi uliczkami, aby przekonać się, że w tym miejscu żyje duch przeszłości, który wciąż odciska silne piętno na dniu dzisiejszym. To jest właśnie magia tego miejsca. Trzeba ją tylko poczuć, a nie jest to zbyt trudne.
A zatem, niniejszym przybyliśmy do Kyoto. Miejsce to przypadło nam do gustu od pierwszych chwil. Na pewno będziemy tu wracać. Niniejszy film przedstawia urywki naszych pierwszych wrażeń, powstałych w zetknięciu z tym niezwykłym miejscem. W kolejnych odcinkach przyjdzie kolej na konkrety: warowne mury zamku, świątynię, gejsze (geiko). Wszystko przed nami.
5
komentarze:
JOF02 :: 09 :: Tokyo Miau Miau
13:29:00
MrJedi
3 Comments
Tokyo to niezwykle różnorodne i dynamiczne miejsce. Poruszając się po nim, praktycznie bez przerwy otoczeni jesteśmy niezwykłymi i pobudzającymi wyobraźnię tworami: ciekawymi ludźmi, sytuacjami, miejscami, przedmiotami i bliżej niesprecyzowanymi zjawiskami. Mój umysł, wciąż poszukujący ciekawych impulsów i próbujący zrozumieć naturę otaczającego go świata, czuje się w tym miejscu jak ryba w wodzie. Lub raczej - jak ozdobny karp w sake. I choć Tokyo - jak każda wielka metropolia - na dłuższą metę potrafi przemęczyć nasze zmysły, to jednak raz doświadczywszy tego miejsca, już zawsze tu wracamy.
Poruszając się po tokijskiej rzeczywistości, zawsze staram się jak najwięcej z niej uczknąć - zapisać, nagrać, utrwalić, zabrać ze sobą, zapamiętać. Niniejsza, radosna impresja filmowa, jest (już tradycyjnie) kolejną próbą pokazania kolorowej i dynamicznej różnorodności tego miasta. Tak je widzę. Takim je zapamiętuję. I choć troszeczkę z tego ogromu staram się przekazać w swoich filmowych puzzlach.
Zwierzęta w Tokyo, to zupełnie osobna opowieść. Te również są tam wyjątkowe. Inne. Japońskie. Nie wiem jakim cudem Japończykom udało się zminiaturyzować psy, jednocześnie zachowując ich wysoką inteligencję. Bo japońskie psy, sprzedawane w tamtejszych sklepach zoologicznych, są niesamowite. Od razu przepraszam wszystkich miłośników kotów - nie jestem miłośnikiem tych samolubnych kreatur i nie będę się tu nad nimi rozwodził. Aczkolwiek, przyznaję, że japońskie koty robią na mnie zupełnie inne wrażenie. Wracając jednak do psów - w życiu nie widziałem tak posłusznych, dobrze wytrenowanych, znających swoje miejsce i łatwych w tresurze i obsłudze psiaków. Mówię oczywiście o ogóle. Psy w Tokyo, to ekskluzywne, kosztowne gadżety i tak właśnie są traktowane - są luksusowe, więc muszą trzymać najwyższą jakość. A najwyższa jakość w Tokyo, to najwyższa jakość w ogóle. Takie są tutejsze oczekiwania i poziom konsumenckiego rozpasania.
Witajcie zatem w zatłoczonym i bajecznie różnorodnym mieście, pełnym wszelkich żyjących stworzeń i możliwych oraz niemożliwych do realizacji komercyjnych idei. To właśnie tu, płynąc z falą miejskiego tłumu, możemy nosić w podręcznej torbie kudłate stworzonko warte miesięczną pensję (bez wyposażenia!) i zagryzając burgera z krewetek, podziwiać w szybie wystawy sklepu ze zdjęciami japońskich idoli muzyki rockowej, swoją nową gotycką sukienkę z koronkami. Tak, nawet gdy jesteś mężczyzną. Witajcie w Tokyo, japońskie kociaki. Mrau.
3
komentarze:
Japonia po katastrofie 2011: medialna bzdura
08:05:00
MrJedi
12 Comments
Wiadomość o wielkim trzęsieniu ziemi oraz tsunami, które w marcu 2011 nagle i z wielką siłą uderzyły w Japonię, przyjęliśmy z drżeniem serc. Trzymając w rękach zakupione zaledwie kilka tygodni wcześniej bilety lotnicze i śledząc nadawane na bieżąco newsy w światowych serwisach informacyjnych, zastanawialiśmy się gorączkowo, jak bardzo ucierpi Kraj Kwitnącej Wiśni oraz jakie będzie to miało konsekwencje dla ludzi takich jak my. Dla gajdzinów - fascynatów, którzy wyjątkowo go sobie upodobali i poświęcają mnóstwo czasu i energii, aby po nim podróżować i poznawać jak najgłębiej. Być może w świetle wydarzeń jakie zaszły, wyda się wam to trywialnym i zbędnym zmartwieniem, jednak jak się wkrótce mieliśmy przekonać, było (i jest) ono ważniejsze, niż się wszystkim wydawało.
Naszym głównym celem jak zwykle było Tokyo, które zawsze traktujemy jako "bazę wypadową", centralny punkt, z którego planujemy wszystkie kolejne działania, mające na celu spenetrowanie kraju wzdłuż i wszerz. Na dzień dobry zatem wszystkie plany wyjazdów do północnej części Japonii musieliśmy odłożyć na półkę, gdyż nie byliśmy przygotowani na podróż w strefę klęski żywiołowej. To jednak nie był koniec naszych zmartwień. Serwisy informacyjne bowiem szalały, dostarczając szokujących informacji o Tokyo, krzycząc o niedziałającej komunikacji miejskiej, odcinanych dostawach prądu, pustych półkach sklepowych, wstrząsach wtórnych, napromieniowaniu i panice ludności. Wszystkie te niusy przyjmowaliśmy z rosnącym przygnębieniem, gdyż współczuliśmy ofiarom, boleliśmy nad zniszczeniami i nie wiedzieliśmy, co w tej sytuacji robić.
Wraz z upływem kolejnych dni od katastrofy, uświadamialiśmy sobie, że w całej tej sprawie coś nie gra. Oczywiste było, że gdy tylko rozpętała się burza medialna w TV (głównie za sprawą CNN), sięgnęliśmy do internetu, aby znaleźć jak najwięcej szczegółowych informacji, pozwalających nam jak najdokładniej ocenić sytuację. I tutaj pojawił się zgrzyt, który w krótkim czasie zamienił się w dokuczliwy i bolesny jazgot. Obraz Japonii po katastrofie, który rysowały przed nami światowe media, miał się nijak do tego, jaki przedstawiali nam ludzie, mieszkający w tym kraju i obserwujący całą sytuację od środka. To odkrycie było o wiele bardziej frustrujące, niż wiadomość o trzęsieniu ziemi i tsunami, bowiem w przeciwieństwie do naturalnego kataklizmu, działania mass mediów były w pełni wyrachowanym tworem ludzkim, który zamiast wspierać i pomagać, z premedytacją siał popłoch i dezinformację w imię podniesienia oglądalności. Aż trudno uwierzyć jak cyniczne i nastawione wyłącznie na tworzenie sztucznych afer potrafią być media. To ostatecznie przesądziło o naszej decyzji. Błyskawicznie spakowaliśmy walizki i wyruszyliśmy w kolejną podróż do Japonii. To, co zastaliśmy na miejscu, nie pozostawiało żadnych wątpliwości...
Tokyo przywitało nas wilgotną i parną atmosferą oraz bardzo ciepłym przyjęciem pracowników lotniska, którzy na każdym kroku starali się być niezwykle uprzejmi, zasypując nas uśmiechami, uprzejmymi uwagami, a nawet drobnymi prezentami. Nie zrozumcie mnie źle, uprzejmość mieszkańców Japonii, zwłaszcza w tego typu miejscach, jest czymś powszechnym i oczywistym. Jednak tym razem w tej uprzejmości było coś jeszcze. Coś, czego dotąd nie doświadczyliśmy w takiej skali i w takim wymiarze. Poza tym w oczy uderzyło nas coś jeszcze - prawie kompletny brak na międzynarodowym lotnisku Narita zazwyczaj licznie występujących tu obcokrajowców z zachodniej części świata. Powoli zaczęliśmy uświadamiać sobie, co się dzieje, choć zmęczenie wielogodzinną podróżą oraz dokuczliwy jetlag, znacznie spowalniały nasze procesy myślowe.
Ruszyliśmy w drogę do naszej kwatery, umiejscowionej w jednej z tokijskich dzielnic. Z mgły zmęczenia, spowijającej naszą podróż, zaczynały powoli wyłaniać się dobrze znane nam obrazy stolicy Japonii w których staraliśmy się dostrzec zamglonym wzrokiem, ślady po katastrofie, tak spektakularnie prezentowane w mediach. Jednak jak na razie jedynym objawem jakiejkolwiek dysharmonii wydawał się być siedzący naprzeciwko nas elegancko ubrany starszy pan wraz z równie dystyngowaną małżonką, który popijając jeden z popularnych w Japonii napojów gazowanych, co jakiś czas przerywał panującą w wagonie tokijskiej kolei naziemnej JR rutynową miejską ciszę, niezwykle głośno pozbywając się ze swego żołądka właśnie połkniętej porcji gazu, co przypominało niezwykły mix bolesnych beknięć, pełnych cierpienia jęknięć zarzynanej właśnie ofiary oraz odgłosu bliżej niesprecyzowanego wycia dawno wymarłego drapieżnika. Co dziwniejsze, siedząca obok dostojna małżonka, podobnie zresztą jak pozostali pasażerowie, w ogóle nie dostrzegała tej - jak nam się zdawało - anomalii. Czyżby był to jeden z efektów spożycia napromieniowanej wody? - przemknęło mi przez zmęczony umysł.
Mimo deszczowej pogody, natychmiast po pozbyciu się walizek, ruszyliśmy w miasto. Och, Tokyo - potrafi zachwycić bez względu na pogodę. Jeszcze tego samego dnia przekonaliśmy się, iż docierające do stolicy Japonii wstrząsy wtórne, są jak najbardziej realne, choć pierwszy z nich dopadł nas w tak nieoczekiwanym momencie i był tak, hmm... subtelny, iż najzwyczajniej w świecie go nie zauważyliśmy, myśląc że to nasze zmęczone ciała, sponiewierane długą podróżą, słaniają się na nogach. Dopiero wieczorna sesja internetowa dostarczyła nam szczegółowych danych o zasięgu, sile i czasie trwania owego zjawiska. Wszystko się zgadzało - zaliczyliśmy pierwsze "bujanie" na parę godzin po lądowaniu. Bułka z masłem. Uradowani myślą, że tak łatwo można przebrnąć przez trzęsienie ziemi, ułożyliśmy się do snu. Jakąś godzinę po tym fakcie nasz mieszczący się na siódmym piętrze pokój zamienił się w rozbujany wagonik kolejki górskiej. To było jedno z najbardziej nieprzyjemnych przebudzeń w moim życiu. Ten wstrząs był o wiele silniejszy od poprzedniego. Nagle do mnie dotarło, że to już nie są żarty i że jesteśmy w samym środku czegoś, co dotąd oglądaliśmy tylko na ekranach monitorów. Nie powiem, aby ta myśl zadziałała tej nocy pozytywnie na nasz długo wyczekiwany po męczącej podróży nocny spoczynek. Inna sprawa, że przynajmniej ta część podawanych przez mass media informacji, była zgodna z prawdą. Faktycznie, przez kolejne dni mieliśmy się przekonać, iż liczba wstrząsów wtórnych, serwowana nam przez matkę naturę, stanowczo przekracza średnią. Co znamienne - wszystkie były niegroźne, nawet te względnie silne. Japońskie budynki są pod tym względem niesamowite.
No właśnie. Z zadziwieniem odkryliśmy, że licznie pojawiające się zarówno wcześniej, jak i później, wstrząsy wtórne, nie robiły większego wrażenia ani na Tokijczykach, ani na tutejszych budowlach. Mówiąc w skrócie, poza sporadycznymi i miejscowymi (zazwyczaj parominutowymi) wstrzymaniami kursowania niektórych linii tokijskich kolei, wstrząsy wtórne nie miały żadnego realnego wpływu na mieszkańców i funkcjonowanie miasta. Pokrzepieni tą nowo nabytą, pozytywną informacją, ruszyliśmy w głąb tej gigantycznej metropolii, aby odkryć inne objawy ogólnokrajowego kryzysu o którym tak obficie informowały nas media. Cały czas rozglądaliśmy się za tymi ogarniętymi paniką tokijskimi tłumami i pustymi półkami w sklepach. Dziwnym trafem, zjawiska te jakoś umykały naszym oczom.
Japońskie jedzenie jest absolutnie fantastyczne, co już wielokrotnie podkreślałem i zapewne jeszcze nie raz podkreślę na tym blogu. Od samego więc początku, jak zwykle, z dziką rozkoszą penetrowaliśmy wszelkie konbini, sklepy spożywcze, kawiarnie, cukiernie, izakaje, fast foody, bary i restauracje. Jakże miło byliśmy zaskoczeni, gdy zamiast pustych półek i zamkniętych drzwi, odnajdowaliśmy w pełni zaopatrzone i działające pełną parą sklepy i wszelkiego rodzaju punkty gastronomiczne. Właściciele i sprzedawcy na zadawane przez nas pytania o problemach z dostawami, napromieniowaną wodą i innych "strasznych informacjach" napływających ze światowych mass mediów, reagowali zdziwieniem i smutkiem. Zdziwieniem, bo nie rozumieli tego całego medialnego chaosu, który zdawał się funkcjonować w zupełnie innej rzeczywistości niż oni. A smutkiem, bo wyolbrzymione, katastroficzne wizje, propagowane przez światowe media, odnosiły dokładnie odwrotny skutek, niż potrzebowała (i potrzebuje w tej chwili) tego Japonia. Cała ta postkatastroficzna histeria, z zacięciem kreowana przez zachodnie mass media, spowodowała masowe (!) wyjazdy obcokrajowców oraz spadek ruchu turystycznego prawie do zera. Dziesiątki tysięcy małych i średnich firm w całym kraju zostało odciętych od źródła dochodu, od środków, które w tym okresie są wyjątkowo potrzebne krajowi, aby mógł walczyć ze skutkami kataklizmu. Tak nam to przedstawiali licznie spotykani mieszkańcy Nihonu, zafascynowani tym, że mimo tej całej "medialnej szopki", zdecydowaliśmy się jednak przyjechać. Przyznać muszę, że sami również byliśmy tą sytuacją zaskoczeni. Choć nie tylko - innego rodzaju emocje również miały w tym swój udział.
Słuchaliśmy o tym wszystkim i przyglądaliśmy się temu z bliska z głowami pełnymi przeróżnych, dziwnych często, wniosków. Poruszając się po Tokyo i okolicach, bez przerwy natrafialiśmy na Japończyków, którzy dziękowali nam za to, że w tak trudnych dla nich chwilach zdecydowaliśmy się przyjechać do Japonii. W czasie, gdy zachodni turyści, napędzani przez histeryzujące media, masowo uciekają z kraju i odwołują swoje wyjazdy do Japonii. Dziękowali nam za to, że jesteśmy tu z nimi i prosili, aby uświadomić ludziom poza Japonią, jak naprawdę wygląda sytuacja (o to ostatnie akurat prosić nas nie musieli).
Dziękowaliśmy za wszystkie miłe słowa i słuchaliśmy tego z rosnącym zdumieniem. Znać teorię - to jedno. Doświadczyć realiów - to zupełnie inna bajka. W tym jednak przypadku słowo "bajka" miało gorzki, pejoratywny wydźwięk i tyczyło się ludzi, których praca powinna opierać się na twardych faktach. Przesadzam? Najwyżej troszeczkę.
Warto jednak tutaj dodać na marginesie, iż głównym źródłem całego zamieszania były przede wszystkim media amerykańskie. Faktem jest, iż w Polsce cała sprawa miała nieco łagodniejszy przebieg. Stąd też osoby, które nie śledziły na bieżąco wydarzeń w serwisach zachodnich, mogą nie do końca rozumieć istotę całego zamieszania.
Spojrzałem na moją skrzynkę emailową. Od czasu uderzenia w Japonię tsunami, wypełniła się ona wieloma dziesiątkami listów od zmartwionych, często młodych, fascynatów Japonii, dopytujących się o sytuację na miejscu. Ale to nie liczba tych pytań mnie zadziwiła najbardziej, lecz ich treść. Nadawcy byli często przerażeni tym, co widzieli w TV i ku mojemu zdziwieniu ich obraz tego, co rzeczywiście działo i dzieje się w Japonii, był - delikatnie mówiąc - nierealny. Bo jak inaczej odebrać pytania typu: "Czy Japonia kiedykolwiek podniesie się ze zniszczeń?", "Naprawdę macie zamiar ryzykować życie, jadąc do napromieniowanego kraju?!", czy też "Czy został w Japonii choć kawałek terenu, który nie uległ zniszczeniu?", itp. itd. Mówiąc w skrócie, obraz Japonii w głowach tych wszystkich ludzi, jawi(ł) się niczym obraz po apokalipsie: obszarów zmiecionych przez wody tsunami oraz napromieniowanych miast z panikującą i głodującą ludnością. Napisałem mnóstwo emaili i postów w internecie z odpowiedziami i wyjaśnieniami, starając się wyklarować sytuację, lecz moje działania zaczęły przynosić efekty dopiero wtedy, gdy główni winowajcy tego globalnego, dezinformującego zamieszania, zmniejszyli intensywność swoich działań. Dobrze, że w końcu. Smutno, że w ogóle taka sytuacja miała miejsce.
Nie będę się tutaj rozwodził nad ważną rolą społeczną, jaką dźwiga na sobie zawód dziennikarza. Nie mam zamiaru też rozpaczać nad mass mediami, które zamiast przekazywać rzetelne i bezstronne informacje, urządzają szkodliwy w swych skutkach medialny show. Niby to wszyscy wiemy, a przynajmniej wiedzieć powinniśmy, a jednak nadal dajemy sobie urządzać pranie mózgów. I chyba właśnie to jest w tym wszystkim najbardziej przerażające, ponieważ ta globalna dezinformacja dotyczy absolutnie wszystkiego - od przekazywanych nam informacji ze świata, po rzeczy najprostsze, dotyczące tego co jemy, w co się ubieramy, co myślimy. Jeśli sami nie nauczymy się tego nawału bełkotu informacyjnego filtrować, odrzucając informacje z różnych względów zmanipulowane, przeinaczone, przekłamane i odcedzać z nich to, co jest prawdziwe, to nie czeka nas żadna dobra przyszłość. Nie, nie popadam w paranoję, po prostu jest mi smutno, że w ogóle muszę poruszać taki temat, bo to oznacza, że żyjemy w chorym i zakłamanym świecie.
Patrząc na to, co wydarzyło się w Japonii, uważam że kraj ten przeżył trzy kataklizmy: trzęsienie ziemi, tsunami i na koniec został uderzony bombą medialną, która moim zdaniem wywołała nie mniejsze szkody, niż dwa poprzednie kataklizmy. A patrząc na bardziej długotrwałe skutki, kto wie, czy nie największe.
Nie będzie żadnego podsumowania na koniec. Moim celem nie jest tu walka z systemami, lecz przekazywanie informacji o miejscu, które zajmuje w moim sercu ważne miejsce. Przekazuję to, co zobaczyłem, usłyszałem i czego spróbowałem. Niech każdy sam zastanowi się, co z tym zrobić.
Nie chciałbym również, aby ktoś czytając powyższe słowa doszedł przypadkiem do wniosku, że powyższa wyprawa do Japonii przebiegła w atmosferze przygnębienia i skandalu. Wcale tak nie było. Wybraliśmy się tam, aby nakręcić kolejny materiał do naszej filmowej serii "Japonia oczami fana" i jak zwykle, doskonale się bawiliśmy. Materiały te ujrzycie w większości w trzeciej serii naszego cyklu, a tymczasem - zapraszam na serię drugą, która nadal trwa i już wkrótce, po chwilowej przerwie, znowu ruszy pełną parą. Do zobaczenia.
12
komentarze:
JOF02 :: 08 :: Sakura in the Night
23:21:00
MrJedi
2 Comments
Hanami to chyba najbardziej ukochane święto Japończyków, łączące w sobie wszystko to, co mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni najbardziej sobie cenią: piękno, harmonię, celebrację doskonałości natury i... świętowanie, połączone z (hmm) degustacją trunków i najróżniejszych przysmaków. Jednym z najsympatyczniejszych przeżyć, związanych z tym świętem, było w moim przypadku odkrycie drugiego oblicza hanami, mającego miejsce wieczorową porą. Niesamowitego klimatu, jaki panuje w japońskich parkach po zapadnięciu zmroku w czasie hanami, nie da się porównać do niczego. Tysiące głosów, dochodzących z zajętych po same brzegi trawników zatopionych w ciemnościach oraz przelewające się między nimi a świątyniami tłumy, powodują że odnosimy wrażenie, jakbyśmy brali udział w czymś niemalże nierealnym. I pominę tutaj ten drobny fakt, że niektórym imprezowiczom nie służy spożycie zbyt dużej ilości alkoholu i czasami, ale tylko czasami, podtrzymywani przez kolegów, dosyć głośno i wylewnie próbują rozmawiać ze swoimi przodkami...
::: z ostatniej chwili...
W Japonię właśnie uderzyło potężne trzęsienie ziemi wraz z niszczycielskim tsunami. -_- Łączę się w smutku ze wszystkimi, których w jakikolwiek sposób dotknęła ta tragedia. Tegoroczne hanami, które się właśnie zbliża, chyba będzie najsmutniejszym w historii. -_-
2
komentarze:
Konwent LOVE 2
17:20:00
MrJedi
2 Comments
Już po raz drugi mieliśmy przyjemność spotkać się z Wami na (drugiej) edycji walentynkowego konwentu LOVE. LOVE 2, podobnie jak część pierwsza, odbył się we Wrocławiu, choć w innym budynku. Jak zwykle z dziką rozkoszą biegaliśmy po całej imprezie z naszą nieodłączną kamerą i tym razem nagraliśmy prawie cały panel "Japonia oczami fana", który (w skrócie) prezentujemy Wam w niniejszym filmie. Mamy nadzieję, że będziecie się dobrze bawić i odwiedzicie nas na kolejnych edycjach konwentu!
2
komentarze:
JOF02 :: 07 :: Fan w Tokyo!
11:48:00
MrJedi
3 Comments
Jeśli jesteś fanem japońskiej popkultury, nie ma wspanialszego miejsca na ziemi, niż odwiedziny stolicy Japonii - Tokyo. To jest coś, czego nie da się opisać w prostych słowach. Każdy fan, który odwiedził tę niesamowitą metropolię, wie o czym mówię. A dla tych, co nie wiedzą, przygotowuję te wszystkie filmowe sprawozdania, które zabarwione moimi osobistymi emocjami, mają na celu przekazanie choćby odrobiny tych wszystkich fantastycznych i złożonych wrażeń, jakich doświadcza się w tym jedynym w swoim rodzaju miejscu. Wiem, że to niewiele, ale na dzień dzisiejszy na odległość po prostu więcej przekazać się nie da.
Oto siódmy odcinek drugiej serii naszego filmowego cyklu. Jak dotąd, jest to najdłuższy film, jaki oddaliśmy w Wasze ręce. To, co przede wszystkim chciałem w nim zawrzeć, to (bardzo) ogólny obraz tego, czego fan japońskiej popkultury może się spodziewać w Tokyo. Ogólny, ponieważ wszystkiego pokazać nie sposób, gdyż po pierwsze - jest tego zbyt wiele nawet na kilkunastogodzinny film, a po drugie - w stolicy Japonii wszystko zbyt szybko się zmienia i to co dzisiaj jest na topie, jutro znika bezpowrotnie. Ciągłe, dynamiczne zmiany, to jedna z cech charakterystycznych Tokyo. Z jednej strony to fascynujące zjawisko, z drugiej - trochę smutne, gdy patrzysz jak znikają twoje ulubione miejsca: restauracje, sklepy, budynki, krajobrazy, zjawiska. W Tokyo żyje się chwilą. I to właśnie te chwile chcę zatrzymać w oku mojej kamery. Chcę zatrzymać te wszystkie emocje i wspomnienia. Choćby tylko niewielką część z nich. I dzielić się nimi z innymi fanami Kraju Kwitnącej Wiśni.
W bieżącym odcinku odwiedzimy trzy ważne dla fana japońskiej popkultury, miejsca: targi anime TAF w dzielnicy Odaiba, oraz "fanowskie" dzielnice: Harajuku i Akihabara. W kilku już filmach próbowałem przekazać klimat panujący w tych niesamowitych miejscach i nadal będę próbował, bo temat jest tego wart. Na Odaibę wrócimy jeszcze nie raz, chociażby dlatego, że nocna panorama tego miejsca to coś wartego zobaczenia. Zwłaszcza mam tu na myśli oświetlony nocą Rainbow Bridge z Tokyo Tower w tle. To jeden z tych widoków, który niektórzy określają mianem "zobaczyć i umrzeć" i choć ja nie podzielam tej filozofii (bo ja chcę zobaczyć absolutnie wszystko, a nie tylko niektóre warte uwagi miejsca i zjawiska w Japonii!;), to podzielam ten punkt widzenia. W pewnym sensie. :)
Co się natomiast tyczy dzielnic Harajuku i Akihabara, no tutaj już przemawia przeze mnie czysty, fanowski duch, bowiem to jedne z tych miejsc w Tokyo, które każdy fan japońskiej popkultury poznać po prostu MUSI. I koniec. To niemal jak "pielgrzymka do ziemi świętej". ;) I jest w tym więcej prawdy, niż się wydaje. Takie rzeczy pojmuje się dopiero wtedy, gdy się tam trafia samemu. Wcześniej to są tylko "kolorowe obrazki", bo brakuje w tym prawdziwego "smaku" tych miejsc. To po prostu trzeba poczuć wszystkimi zmysłami. Nie ma lepszej opcji.
Wracając jeszcze do niepowtarzalnego uroku Tokyo. Ja tu tak zachwalam wszelkie "fanowskie" dzielnice i rozrywki tutaj dostępne, ale z drugiej strony - co już chyba nieraz podkreślałem w swoich filmach - to nie one są dla mnie najważniejsze. Te wszystkie "fanowskie cuda" w Tokyo, to część tego miejsca - ale nie jedyna rzecz, na jaką fan powinien zwrócić tu uwagę. Zresztą, to staje się absolutnie oczywiste, natychmiast gdy tu przybywamy. Tokyo bowiem jest tak wspaniałym miejscem właśnie dlatego, że jest tak różnorodne. Tak niesamowicie naładowane energią życiową, kolorami i magicznym klimatem. Nie byłbym w stanie cieszyć się tylko wycinkiem tej niesamowitej metropolii, ograniczać się tylko do "fanowskich" uciech. Owszem, one tu są i fantastycznie jest z nich korzystać, ale to jest jak jedna z wielu przypraw w genialnej potrawie - trzeba wielu czynników, składników i procesów, aby osiągnąć ten niesamowity efekt końcowy. W przypadku Tokyo, został on osiągnięty w 300 procentach. Mniam!
Niniejszy film, który mam tu przyjemność zaprezentować, miał swoją premierę 12 lutego 2011 na konwencie LOVE2 we Wrocławiu. Przed Wami prawie 40 minut podróży po "fanowskim Tokyo" - Japonii widzianej oczami fana. Miłego oglądania!
3
komentarze:
JOF02 :: 06 :: Otaku wa tsurai yo
18:16:00
MrJedi
1 Comments
Ciężkie jest życie fana - westchnęła pewnego razu moja znajoma, dźwigając dwie torby mang, pożyczonych od koleżanki. Wypad do Tokyo na "fanowskie zakupy", to coś, czego nie da się opisać słowami - to czyste szaleństwo, które tylko fan zrozumieć potrafi. Jednak oprócz megaprzyjemności związanej z tą czynnością, czekają nas tu również różnego rodzaju “problemy techniczne”, bo przecież potem trzeba jakoś te dziesiątki kilogramów przetransportować do kraju, a limity bagażowe w samolotach wystarczą jedynie na nasze podstawowe rzeczy codziennego użytku. Trzeba więc uzbroić się w informacje, dokonać rekonesansu rynku i działać. Wszystko jest bowiem do przeskoczenia.
Ten filmik nakręciliśmy pewnego razu pod wpływem impulsu, w naszym tokijskim apato (mieszkaniu). Pewnego wieczoru postanowiliśmy bowiem powyjmować w końcu z setek torb i paczuszek zakupy, zrobione przez nas w ciągu ostatnich kilku tygodni w różnego rodzaju fanowskich sklepach i wysłać ten cały kolorowy bajzel do kraju. Okazało się, że mamy do przetransportowania dziesiątki kilogramów, a przesyłki lotnicze są tak kosztowne, że wszystkie te wspaniałości kosztowałyby nas prawdziwą fortunę. Znaleźliśmy jednak opcję - przesyłkę lądową, która cenowo jest całkiem ekonomiczna (ok. 12 tys jenów za 20 kg), pod warunkiem, że nie zaginie. Nam nie zaginęły - a wysłaliśmy ich sporo. Znamy jednak przypadek naszego znajomego, który takową przesyłkę stracił. A zatem, jest to możliwe. Jak jednak widać, nie jest to standard i spokojnie można zaryzykować. No i potem to cudowne uczucie, gdy dostajecie po dwóch miesiącach paczkę z Japonii pełną tych wszystkich wspaniałości - to jest lepsze niż prezent pod choinką!
Zakupy fanowskie w Tokyo uzależniają od pierwszego razu. Nie da się tego wyjaśnić w prosty sposób. To jeden z tych niezwykłych elementów z których składa się to magiczne miasto. Tu nie chodzi po prostu o zakupy, lecz o cała oprawę z tym związaną.
Ktoś mnie kiedyś zapytał, ile trzeba wziąć ze sobą pieniędzy, jadąc na takie "fanowskie zakupowanie". Nie ma odpowiedzi na to pytanie. Bo nie ma takich pieniędzy, których nie można by tam wydać. Jednak jeśli już koniecznie musiałbym wymienić jakąś kwotę, to z moich długoletnich doświadczeń wynika, iż absolutnym minimum, pozwalającym nieco "zaszaleć", jest "jeden man", czyli 10 tysięcy jenów... dziennie. Tylko na same fanowskie zakupy. Miejcie to na uwadze, jadąc do Japonii.
I do diabła - nie przejmujcie się, jeśli nie będziecie mieć tych pieniędzy! Sam wyjazd już będzie wystarczająco wielkim przeżyciem, więc jeśli tylko będziecie mieć okazję pojechania w taką podróż, to do wszystkich diabłów - jedźcie! A resztę zrozumiecie na miejscu. ;)
DROGI WIDZU! Filmy, które oglądasz na tym blogu, publikowane są na DWÓCH kanałach YOUTUBE. Możesz je subskrybować, dzięki czemu będziesz natychmiast powiadamiany o każdej nowości! Kliknij na buttony poniżej i bądź na bieżąco!
Japonia oczami fana w The Japan Times
Japonia oczami fana trafiła na łamy The Japan Times.
1 komentarze: