JOF06 :: 09 :: Warehouse Retro Games

15:17:00 MrJedi 0 Comments


Jestem z pokolenia, dla którego "salony gier", jak zwykło się to zjawisko u nas określać, były nieodłącznym elementem dorastania, a kultura graczy, która wokół tego się tworzyła, miała na nas duży wpływ. Bez względu na to, jak dalej potoczyły się losy każdej osoby, której wiek nastoletni przypadał na lata 80. i początek 90. XX wieku, ta część naszych doświadczeń pozostała z nami na zawsze. Inną zupełnie kwestią jest to, że owe "salony gier" w szarej, PRLowskiej rzeczywistości, oferowały doświadczenia nie zawsze kojarzące się z dobrą zabawą. Powodów tego było kilka. Po pierwsze były to miejsca postrzegane powszechnie (choć może nie przez wszystkich aż tak skrajnie) jako przybytki hazardu i miejsca z gruntu złe, w których w "półlegalnych, szemranych okolicznościach, przegrywało się pieniądze", a temu wizerunkowi nie pomagała też systemowa walka państwa z prywatną przedsiębiorczością. Po drugie, z braku większego wyboru rozrywek, miejsca te były niekiedy odwiedzane przez różnych dziwnych osobników, również i takich, których gry najmniej w tym wszystkim interesowały. I wtedy mogło się faktycznie zrobić nieciekawie. Jako nastolatek siłą rzeczy odwiedziłem owych salonów elektronicznej rozpusty sporo, w jednych będąc tylko przelotnym gościem, a w innych, tych mieszczących się w pobliżu miejsca mojego zamieszkania, w miarę stałym bywalcem. Jako dzieciaki z paroma moniakami w kieszeni szybko się uczyliśmy, że np. w tych przybytkach, zwłaszcza takich mieszczących się w dworcowych bunkrach, czy też podobnych, "podejrzanych lokacjach", łatwo było oberwać w nos od dziwnych typków i błyskawicznie stracić gotówkę. Oj, zdarzały się różne sytuacje i wiele z nich bardzo wyraziście zapisało się w mojej dziecięcej jeszcze pamięci. Ot, najbardziej ekstremalny przykład: to była najwyżej połowa lat 80., obrzeża PRLowskiego blokowiska z "wielkiej płyty", okolice pewnej drewnianej budy wypełnionej kilkunastoma, gęsto upchanymi automatami, gdzie ja i moi dwaj ok. 12-letni wtedy rówieśnicy o mało... nie straciliśmy życia... Nie, nie przesadzam. To była zupełnie inna rzeczywistość. I dlatego też z nastoletnim zachwytem obserwowałem na nielicznych obrazkach, które jakoś przedostały się przez żelazną kurtynę, jak takie przybytki elektronicznego szaleństwa wyglądały na Zachodzie. Jednym z takich "kulturowych objawień" była dla mnie scena w filmowym przeboju z lat 80. "Gry wojenne", który z powodzeniem wyświetlano wtedy w polskich kinach - oto ujrzeliśmy w nim cywilizowany, bezpieczny i czysty salon gier, ze stolikami, barem z colą i przekąskami - ot, po prostu kolejny spot w pobliskim, familijnym centrum handlowym. To było dla nas czyste science-fiction! Jedna, krótka scena, a wystarczyła, by nasze ograniczone wyobrażenia o świecie nagle eksplodowały. Jednak mimo tych wszystkich niedogodności, nasz nastoletni duch żądnych emocji graczy powodował, że szybko zapominaliśmy o wszelkich problemach towarzyszących tym miejscom i bez reszty oddawaliśmy się temu, po co tu przybywaliśmy - ekstremalnemu giercowaniu! Te placówki pełne hałasujących i migoczących szaf i stołów, czasami też flipperów, w owym czasie stawały się swoistym centrum towarzyskim dla całej okolicznej młodzieży (oczywiście z wyjątkami pt. "ja w takie miejsca nie chodzę"). I to było generalnie fajne doświadczenie. I dlatego też salony gier zapisały się ostatecznie w mojej pamięci jako coś pozytywnego. To mnie potem pchnęło do zainteresowania się komputerami domowymi i związanym z nimi przemysłem gier oraz branżową prasą. A to z kolei było jednym z głównych czynników, który zdecydował, że w drugiej połowie lat 90. trafiłem do redakcji rodzących się magazynów poświęconych temu rynkowi, takich jak PC Shareware czy CD-Action. Nic też dziwnego, że gdy w następnej dekadzie rozpocząłem swoją podróżniczą przygodę z Japonią, chętnie zaglądałem przy różnych okazjach do tych "świątyń elektronicznej rozrywki", aby przekonać się, jak to wygląda u samego źródła. I mimo, że ich "złota era" już minęła, a i ja zdążyłem stracić zainteresowanie tymi miejscami, nie zawiodłem się. To, co ujrzałem w Japonii, to był prawdziwy "Level Japan" i jedynie mogłem żałować tego, że mając te magiczne naście lat nie miałem dostępu do tak wyrafinowanych miejscówek z grami, bo wtedy miało to dla nas wyjątkową wartość.

Gdy w połowie lat 2000 kręciłem się między automatami do gry w tokijskiej Akihabarze, nie zdawałem sobie sprawy (bo i specjalnie nie szukałem), że w niedalekim Kawasaki istnieje coś, co przebija nawet osławioną japońską jakość. Kawasaki Warehouse to bowiem "geekowski kosmos" fanów salonów retro gier wideo i absolutny światowy top. Tak się dosyć szczęśliwie złożyło, że w roku 2018 miejsce to wziął na celownik swojej kamery Michał Kotrych, który postanowił, że uda się do tej wyjątkowej placówki i uwieczni ją dla siebie i potomnych. I był to strzał w dziesiątkę i to nie tylko dlatego, że jest to kreacja ze wszech miar zjawiskowa. Ale o tym za chwilę.

Kawasaki Warehouse został otwarty w 2005 roku. To fantastyczne miejsce jest niesamowite przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze powierzchnia którą zajmują tu automaty do gry jest gigantyczna i mieści się na trzech wielkich piętrach (w 5-piętrowym, futurystycznym budynku). Po drugie, design wnętrza został zainspirowany legendarnym miastem/fortem Kawloon Walled City. W 2009 roku budynek Kawasaki Warehouse przeszedł gruntowną renowację, a dodatkowym smaczkiem jest to, że do jego stylizacji użyto oryginalnych elementów nieistniejącego już Kawloon Walled City, uzyskując w ten sposób niesamowity, cyberpunkowo-dystopijny klimat. Nic więc dziwnego, że to miejsce było często tłem dla profesjonalnych sesji zdjęciowych, czy też teledysków.

Przestrzeń dla graczy umieszczono tu na poziomach 2-4, a każde z pięter dedykowane jest innym rodzajom gier. Znajdziemy tu m.in.: klasyczne i najnowsze automaty do gier wideo, UFO Catchery, Purikurę, stoły bilardowe, tarcze do Darta i wiele więcej. Poziom 1 przeznaczono na powierzchnię parkingową, natomiast na piętrze 5 mieści się, czynna całą dobę, kafejka internetowa. Budynek Kawasaki Warehouse znajduje się 10 minut spacerem od Kawasaki Station.

No dobrze, na koniec należy się Wam pewne wyjaśnienie. Gdy ten materiał powstawał, myśleliśmy o nim w czasie teraźniejszym i przyszłym z założeniem, że jeszcze nieraz tam wrócimy, aby zrealizować kolejne filmy: być może porozmawiać z twórcami, bywalcami i przyjrzeć się bliżej całemu zjawisku. Niestety to, co widzicie na zdjęciach i ujrzycie (lub już ujrzeliście) na filmie... jest już historią. 17 listopada 2019 roku Kawasaki Warehouse został zamknięty. Przeszedł do legend, podobnie jak Kawloon Walled City. Powodem likwidacji był najprawdopodobniej brak porozumienia twórców KW z właścicielem posesji. Mówiąc w skrócie: Game Over. I dlatego tym bardziej zapraszamy do zapoznania się z tym, archiwalnym już, materiałem. Bawcie się dobrze, wszak po to tworzy się takie miejsca.


0 komentarze:

...