JOF06 :: The Discarnates: sentymentalne demony

10:45:00 MrJedi 0 Comments

Gdy życie sypie nam się w gruzy, uciekamy myślami do miejsc, ludzi i wydarzeń, wśród których czuliśmy się szczęśliwi. Jednak w takich chwilach podróż w głąb siebie może być również zwodnicza i niebezpieczna, gdyż w kryjącym się w nas mroku, czyhają nasze własne demony.

Hidemi Harada jest odnoszącym sukcesy scenarzystą telewizyjnym w średnim wieku. Mieszka samotnie w budynku, który za dnia służąc głównie jako biurowiec, wieczorami całkowicie pustoszeje. Właśnie rozstał się z żoną, ma problem z dogadaniem się ze swoim nastoletnim synem, a na dodatek jego wieloletni przyjaciel i współpracownik, producent telewizyjny, oznajmia mu, że muszą przerwać współpracę z powodów moralnych, gdyż ten zamierza się oświadczyć jego byłej partnerce. Hidemi, próbując poradzić sobie z narastającą traumą, zaczyna całą sytuację przekuwać w swojej głowie w scenariusz… 

Nagle do jego drzwi puka tajemnicza Kei - jak się okazuje - jego jedyna sąsiadka, która z otwartym szampanem, sercem i uśmiechem, proponuje przełamanie lodów pomiędzy nowymi lokatorami, próbując również w ten sposób odnaleźć choć odrobinę światła w chwili życiowego zwątpienia. Jednak zaślepiony problemami Hidemi zbywa ją obcesowo i zatrzaskując przed nią drzwi, zamyka jednocześnie wiele pozytywnych możliwości, jakie podsuwa mu życie. Czując się zraniony, rani przypadkową, życzliwą mu osobę…

Zagubiony jedzie do Asakusy, tokijskiej dzielnicy, w której się wychowywał i z którą wiążą go ciepłe wspomnienia. Na pokazie rakugo, w starym teatrze, jego uwagę przykuwa mężczyzna wyglądający identycznie, jak jego ojciec. Gdy ten niespodziewanie zaprasza go do siebie, zaintrygowany podąża wraz z nim do miejsca, które przecież tak dobrze zna z dziecięcych wspomnień - domu swoich rodziców… którzy zginęli w wypadku, gdy miał 12 lat. Spędza z nimi cudowny, magiczny, letni wieczór i wracając odurzony piwem Sapporo do domu, nie może uwierzyć w swoje szczęście. Szczęście, które nagle, na powrót, odmienia jego życie.

Hidemi wielokrotnie wraca do uroczego, schowanego w bocznej uliczce, rodzinnego zacisza, chłonąc z dziecinną radością - ale i z obawą przed nieuchronnym końcem - każdą chwilę tych niezwykłych, letnich dni i wieczorów. Przy kolejnej okazji umawia się też z Kei, z którą szybko nawiązuje płomienny romans. Wszystko wydaje się zmierzać ku lepszemu. Jednak pewnego razu, zakochana w nim kobieta, zwraca uwagę na jego pogarszający się stan, którego on sam - patrząc w lustro - nie chce ujrzeć. Nie chce zaakceptować, że coś wysysa z niego energię życiową, powoli zamieniając go w żywego trupa…

W naszej przeszłości tkwią odpowiedzi na wszystkie nasze problemy, bo to ona nas ukształtowała. Jednak wracając do niej zbyt często, trzeba uważać, gdyż można w niej utknąć, poświęcając tym samym swoją teraźniejszość i przyszłość.


Zmarły w 2020 roku Nobuhiko Ōbayashi, był twórcą oryginalnym i genialnym, a miano kultowego należy mu się, jak mało komu. Już od pierwszego ujęcia skrupulatnie buduje sugestywny klimat, nie tracąc nad nim kontroli ani przez chwilę i łącząc przy tym w absolutnie spójną całość elementy, które z pozoru nie powinny do siebie pasować: romantyczny dramat, horror (a nawet sceny gore) plus duża dawka nostalgii i wręcz eskapizmu. Sama historia natomiast, powstała na podstawie prozy Taichiego Yamady, to połączenie sprawnie poprowadzonej “opowieści o duchach” z kryjącym się pod jej komercyjną powierzchnią dramatem psychologicznym. I to właśnie dzięki tej mieszance oraz mistrzowskiemu wyczuciu reżysera, film nie ma smutnego wydźwięku. Ba, fani horrorów mogą być wręcz zawiedzeni, bo mimo bardzo obrazowego, chwilami nawet dosyć mrocznego klimatu, obraz Ōbayashiego nie straszy. To nie ten typ artystycznej osobowości. Jeśli miałbym poszukać jakiejś analogii do twórców zachodnich, czyli tych lepiej nam znanych, filmy Ōbayashiego z tego okresu są trochę (!) jak twórczość Cronenberga z lat 80., tyle że pozbawiona całej tej ciężkiej aury, strachu przed śmiercią, gdyż Ōbayashi patrzy na życie z niepohamowaną, optymistyczną pasją, mimo że ta czasem bywa w jego historiach bardzo dramatyczna. Jednak element “baśniowości” zawsze ostatecznie przejmuje prowadzenie.

Ijin-tachi to no natsu” to film trudny do zaszufladkowania, mistrzowsko skomponowany z różnorodnych składników i nie przypadkiem obsypany nagrodami, choć jednocześnie tak słabo u nas znany. Jeśli szukacie retro perełki, doskonałego “ghost story” i do tego jesteście kinomanami, przygotujcie się na wyszukaną ucztę.


Ijin-tachi to no natsu
(The Discarnates)
Reżyseria: Nobuhiko Ōbayashi
Scenariusz: Shin'ichi Ichikawa
Autor noweli: Taichi Yamada
Produkcja: 1988 Shochiku




0 komentarze:

...