Niezmiennie wciąż mnie zadziwia pewne zjawisko, sposób w jaki Japończycy angażują się w to, co robią. Nieważne, czy celem jest zdobycie medalu olimpijskiego, wystruganie drewnianej figurki, zaprojektowanie parku, czy też ugotowanie makaronu. Podejście zawsze jest takie samo: dążyć do nieosiągalnej perfekcji i całkowicie zaangażować się w ten proces, poświęcając mu całego siebie. Fascynuje mnie to, bo sam myślę w podobny sposób. Podobno Japończycy stali się najbardziej upartym ("ganbarującym"), nieugiętym narodem świata, z powodu warunków naturalnych, w jakich przyszło im żyć. Mnóstwo wulkanów, trzęsień ziemi, nieurodzajnej gleby, zmuszającej do życia na zatłoczonych obszarach. Można się uśmiechać, patrząc na to, jak Japończycy, często w niezrozumiały dla nas sposób, podchodzą poważnie do, zdawać by się mogło, zwykłych czynności. Uśmiechać się można, jeśli się nie wie, skąd się taki stan rzeczy wziął. Inna kultura, to inny sposób myślenia. Inny, nie gorszy.
Dlaczego o tym właściwie piszę? Ano może dlatego, że ja również, gdy pierwszy raz zetknąłem się z tym sposobem postrzegania świata, nie do końca potraktowałem go poważnie. A przynajmniej, nie do końca zdawałem sobie sprawy z jego istoty. Istoty japońskości. Można się uśmiechać, widząc dorosłych facetów, popisujących się niczym naiwne nastolatki, pozujących na twardzieli, epatujących swoimi teatralnymi gestami, niczym z przerysowanych, amerykańskich filmów z lat 50. XX wieku. Jednak wystarczy trochę dłużej i głębiej przyjrzeć się temu zjawisku, aby dostrzec w nim coś jeszcze. Drugi poziom. Inny styl życia i myślenia, bo widoczny tu taniec jest tylko wierzchołkiem góry.
Jak wspomniałem w filmie (i napisałem więcej na ten temat w książce), widoczni tu tancerze rockabilly, zwani przez nas żartobliwie "Tańczącymi Elvisami", pojawili się w Tokio o wiele wcześniej, niż osławieni kosplejowicze (patrz: cosplay) z mostu Jingu w Harajuku. Ci ludzie to legenda i ikona tego miejsca. Być może są swego rodzaju pozerami, ale w typowo japoński sposób angażują się w to wszystko z takim zacięciem, że nie sposób, choć przez chwilę, zaangażować się w ten nierealny wręcz show wraz z nimi.
Kim są ci ludzie? Miejska legenda głosi, że za całym tym zjawiskiem stoi gang bosozoku "Black Shadow", którego styl bycia określa właśnie ten taniec (na tym filmie to niekoniecznie właśnie oni), niezwykła mieszanka amerykańskiej popkultury półmetka ubiegłego wieku oraz japońskiego perfekcjonizmu, który nadał temu zjawisku, jak zwykle, niezwykłego szlifu, podnosząc je na zupełnie nowy poziom ekspresji. A zatem, Moi Drodzy, oto Oni. Dla jednych będą to tylko wygłupy, dla innych pozerstwo, a dla jeszcze innych - styl bycia, który w wybiórczym i najbardziej wizualnym zakresie, objawia się właśnie tu, w Tokio, w Harajuku, na niewielkim placyku przed wejściem do parku Yoyogi. Miłego oglądania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz