niedziela, 11 czerwca 2017

JOF05 :: 20 :: Festiwal Oeshiki w Ota

I tak oto trafiliśmy na kolejny japoński festiwal (matsuri), tym razem do miejscowości Ota. Festiwal nazywa się Oeshiki i jest organizowany od ponad 700 lat pod patronatem świątyni Ikegami Honmonji. Ciekawostką jest to, że owe matsuri odbywa się w wielu miejscach w Japonii, ale to właśnie to w Ota jest uważane za najbardziej prestiżowe, gdyż to w tej świątyni zmarł święty Nichiren, a cała impreza odbywa się właśnie ku jego czci. Tyle teorii, bo w praktyce nie ma to większego znaczenia, gdyż nie jest to święto religijne w naszym tego słowa rozumieniu, lecz doskonała okazja, aby poskakać, powalić w bębny i zajadać się mnóstwem pyszności (wszechobecny w Japonii alkohol pominę milczeniem). Jeden z japońskich uczestników tego festiwalu stwierdził, że ten typ matsuri jest esencjonalnie japoński, bo koncentruje się na tych trzech elementach: tańcu, bębnach i jedzeniu. I tak właśnie było.



Pochód barwnych tancerzy podczas festiwalu Oeshiki zaczyna się na stacji kolejowej (stąd zobaczycie najwięcej ujęć na naszym filmie), kończy pod wspomnianą świątynią (tam również dotrzemy) i ma długość dwóch kilometrów. Udział w zabawie biorą mieszkańcy w praktycznie każdym wieku (co również ujrzycie na filmie), od przedszkolaków, do - jak to ładnie określają Japończycy - weteranów życia. Każda grupa biorąca udział w pochodzie ma własne stroje i w taki czy inny sposób - czy to tańcem, entuzjazmem, choreografią, czy też wyjątkowo okazałym wystrojem - próbuje zabłysnąć przed widzami i daje z siebie wszystko, czyli typowo po japońsku - "ganbaruje". To pokojowe współzawodnictwo nadaje tej imprezie fantastycznej dynamiki. Choć trzeba mieć sporo energii, aby dotrwać do końca, nawet jako widz.




No i oczywiście wspomniane już - jedzenie. Setki stoisk z tym, co Japończycy lubią najbardziej podjadać na takich imprezach. Każdy tu znajdzie coś dla siebie. Jest tu tego tyle, że można by wyżywić spore miasto przez co najmniej jeden dzień. Niemożliwe? Otóż - być może na zdjęciach i filmie tego nie widać - ale ten oto festiwal w tym oto niewielkim miasteczku odwiedza aż 300 tysięcy uczestników. Witajcie w japońskie rzeczywistości.

Zanim ktoś się skrzywi na widok pieczonych ośmiorniczek, czy temu podobnych specjałów, uwierzcie mi: trzeba spróbować, żeby oceniać. Japońskie jedzenie jest pyszne, choć zdarza się, że przy wzmożonej produkcji dla masowego klienta, niektórzy właściciele stoisk czasami bywają niezbyt dokładni, co zauważam w naszym filmie (patrz: takoyaki - słodkawe kuleczki z kawałkami ośmiornicy, pochłaniane przez członka naszej ekipy, Michała. Choć inna sprawa, że on jadł je pierwszy raz i jemu smakowało). Niedokładność w tym przypadku polegała na tym, że smak "ciasta naleśnikowego" z którego robione są kuleczki, był zbyt "rozwodniony", a kawałki ośmiornicy, które powinny być malusieńkie niczym pestka pomarańczy, były zbyt duże i drażniły swoim kwaśnym, marynowanym posmakiem. Nie wiem, czy Japończycy uważają coś takiego za błąd, mi w każdym razie - wytrawnemu miłośnikowi takoyaki - takie niedopatrzenie nie przypadło do gustu. Ale, dosyć marudzenia - na takoyaki przyjdzie jeszcze w naszej serii czas. Sam festiwal natomiast uważamy za udany i serdecznie Wam polecamy!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz