Z japońską polityką po raz pierwszy bezpośrednio zetknąłem się na ulicy, gdy moje uszy zostały zaatakowane okrzykami, dobiegającymi z megafonów przejeżdżającego obok miniwana. Było to dziwne spotkanie, bo i dziwne są z naszego (gajdzińskiego) punktu widzenia zwyczaje panujące w świecie japońskiej polityki. Japońskich polityków nie ma podczas kampanii wyborczych w radiu i telewizji. Nie używają oni internetu do działań wyborczych i nie organizują wieców wyborczych. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie jest prosta i dziwna zarazem: bo im nie wolno.
Japońskie przepisy regulujące dopuszczalne formy działań wyborczych są tak szczegółowe, że określają nawet liczbę osób, mogących poruszać się samochodem używanym do kampanii, czy też liczbę lampionów mogących wisieć na budynku będącym siedzibą kandydata. Efekt jest taki, że japońscy kandydaci do parlamentu nie mają innego wyjścia, jak produkować plakaty i krzyczeć przez megafony. Jest to o tyle intrygująca sytuacja, gdyż nie zanosi się na szybką i całkowitą zmianę tychże przepisów (choć ostatnio przebąkiwano coś o zmianach w kwestii internetu), a jednocześnie wszyscy są tym stanem rzeczy sfrustrowani, zarówno wyborcy, jak i kandydaci. No, bo wyobraźcie sobie, gdybyście od rana do wieczora, bez względu na to, czy siedzicie w domu, czy wychodzicie do miasta, byli zdani na wszechobecne wrzaski, zachęcające (a raczej: zniechęcające) was do zagłosowania na danego kandydata. Niezbyt miła wizja, prawda? No właśnie. A Japończycy znoszą to w milczeniu. Co nie znaczy, że im się to podoba.
Lecz to oczywiście niczego nie zmienia. Japońscy politycy nie mają wyboru, więc korzystają z tych środków z których korzystać mogą. Walczą więc od rana do nocy, czyli "ganbarują", jak określają to Japończycy, no bo jak inaczej mają zapracować na głosy wyborców, jak nie udowodnieniem, że są w stanie pracować ponad własne siły dla dobra społeczeństwa? Owszem, i tak mało kto im wierzy, bo kto wierzy politykom, ale tak to już jest, że zazwyczaj musimy wybierać nie tych, którym ufamy, lecz tych, którzy narobią najmniejszych szkód.
Powiem szczerze, że polityka mnie męczy, nudzi i zniesmacza, ale uznałem że akurat to zjawisko jest na tyle zabawne, że warto o nim wspomnieć. Sami zobaczcie jak to wygląda w praktyce i co o tym sądzicie. Ganbare!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz