O japońskiej kuchni pełnej swojskich smaków już pisałem, tym razem skoncentruję się tylko na jednej z potraw, choć niekoniecznie z kulinarnego punktu widzenia. Chodzi raczej o wyjątkowe miejsce i okoliczności w jakich ukształtowało się jedno z najpopularniejszych dań w Japonii: ramen - czyli mówiąc z przymrużeniem oka - rosół po japońsku - kompletna, jednodaniowa potrawa, która podbiła Japonię, choć niektórzy wskazują na jej chiński rodowód.
Przy tej jednak okazji chciałem Wam zaprezentować fantastyczne miejsce w którym możecie nie tylko skosztować tej zwykłej-niezwykłej zupy-zjawiska, i to w wielu wersjach z całego kraju, ale może przede wszystkim - przynajmniej jeśli chodzi o mnie - przenieść się w rok 1958, kawałek powojennej przeszłości Japonii, którą Japończycy wyjątkowo sobie upodobali.
Muzeum Ramenu w Jokohamie to popularne miejsce i najlepiej zawitać tam w dzień powszedni w godzinach porannych, aby uniknąć tłumów i kolejek, przynajmniej tych większych (bo te zawsze gdzieś są - kolejka to w Japonii w powszechnym przekonaniu najlepsza recenzja!). Jest to miejsce, które wszyscy japońscy smakosze (czyli większość Japończyków) bardzo sobie cenią. I nie przypadkiem. Chodzi nie tylko o to, że podawane tu zupy ramen są przedstawicielami najpopularniejszych jego odmian z całej Japonii, ale również o to, że są robione po mistrzowsku i podawane w klimatach lat 50. co ma w przypadku tej potrawy wyjątkowe znaczenie.
Gdy po drugiej wojnie światowej Japonia borykała się z dużymi problemami ekonomicznymi i gospodarczymi, potrzebne były szybkie i proste rozwiązania, zwłaszcza jeśli chodzi o tak podstawowe rzeczy jak wyżywienie. Zupa z dodatkami okazała się doskonałym wyborem. Można ją było ugotować na kościach, wrzucić do niej tani makaron i wszelkie dodatki, jakie miało się pod ręką. Tania, pożywna, różnorodna potrawa, która dostarczała odrobiny radości w zrujnowanym wojną kraju. W ten sposób - z pewnego rodzaju przypadku i potrzeby chwili - powstało na świecie wiele kultowych dzisiaj potraw. Ramen jest jedną z nich.
Jednak, gdy już minęły powojenne problemy, ta niezwykła, choć zwykła zupa, nadal budziła dobre skojarzenia i zainteresowanie nią nie słabło. Wszak to prawdziwa frajda, gdy w samym środku zabieganego dnia, przysiądziemy na chwilkę przy wielkiej misce parującego, aromatycznego wywaru, pełnego makaronu, plastrów gotowanej wieprzowiny, warzyw, przekrojonego na pół jajka na twardo i kilku innych dodatków, które napełnią nasz żołądek ciepłą rozkoszą.
Mnie jednak rozkoszą napełniło już same muzeum (mimo, że przepysznego ramenu również spróbowałem: patrz - film). To miejsce jest bowiem odbiciem Japonii o której odwiedzeniu zawsze marzyłem, a której już nie dosięgnę, bo jak na razie nie ma możliwości podróżowania w czasie (jeśli jest: proszę o kontakt!). Chyba, że właśnie w taki sposób - poprzez wspomnienia i rekonstrukcję. Powiem szczerze, że nawet, gdyby w tym miejscu nie podawano pysznego ramenu, to i tak bym chętnie tu przyszedł i miał z tego mnóstwo frajdy. A tak, miałem jej znacznie więcej.
Trudno opowiedzieć mi o wszystkich doznaniach, jakich dostarcza to miejsce, bo jak na razie za pomocą kamery nie da się przenosić smaków i zapachów. Może co najwyżej trochę obrazów i dźwięków, więc mam nadzieję, że przynajmniej uda mi się przekazać Wam trochę panującego tu, sugestywnego klimatu.
To miejsce jest niezwykłe, bo widać, iż powstało z głębokiej potrzeby podzielenia się wrażeniami z epoki, która już przeminęła. Wąskie drewniane uliczki z sączącą się nad głowami muzyką, obdrapane ściany pełne reklam i plakatów, małe sklepiki z różnościami, labirynt pełen przechodniów, między którymi przemykamy się wieczorową porą w poszukiwaniu wolnego miejsca w pobliskim barze, czy też innych atrakcji. To naprawdę fajne doświadczenie i to naprawdę działa, nawet jeśli nie jesteście miłośnikami klasycznej Japonii. Gorąco polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz