Materiał na ten odcinek został nakręcony "przypadkiem", dlatego nie traktujcie go zbyt poważnie. To był Golden Week 2011, wszystkie poczty w Tokio pozamykano na cztery spusty, a my musieliśmy na gwałt wysłać międzynarodową przesyłkę słusznych rozmiarów. No i pojawiło się rozwiązanie. Doszła nas wieść miejska, że jest jeden, malutki, niezwykły, ukryty w gąszczu potężnych wieżowców, punkcik pocztowy, w którym grupka heroicznych pracowników tejże instytucji, narażając swe zdrowie i życie, czuwa aby tacy głupi i zagubieni gajdzini jak my, mogli wysłać przesyłkę w dzień wolny od ganbarowania, czyli pracy. No i wyruszyliśmy w tę wielką i niebezpieczną wyprawę, podczas której nasz los nie był taki pewny.
Ów punkt poczty japońskiej, obsługiwany przez pięciu dzielnych salarymanów, znajdował się w tokijskiej dzielnicy zwanej Tokio. Tak, ta dzielnica nazywa się tak samo, jak to miasto. I jest to dzielnica diabelnie nudna, bo znajdują się tam wyłącznie rządowe biurowce. No, nie licząc Pałacu Cesarskiego. Ale tam akurat dosyć trudno się dostać. Co nie znaczy, że jest to niemożliwe.
Innym wartym uwagi miejscem w dzielnicy Tokio w Tokio, jest sławna stacja kolejowa Tokio. Przepiękna, klasyczna już w swej formie budowla, której bardzo kosztowna i szczegółowa restauracja zakończyła się pod koniec roku 2012. Zdjęcia te nakręciliśmy na początku kwietnia 2011, dlatego nie ujrzycie budynku stacji na tym filmie (pomijając stare zdjęcia), gdyż będąc w remoncie został on szczelnie zapakowany, jak to się zwykło czynić podczas remontów w Japonii. A nawet, gdyby nie został zapakowany, to nasz pośpiech tak bardzo wpływał na intensywność machania kamerą, że i tak niewiele byście ujrzeli. A zatem dobrze, że budynek był zapakowany, bo w ten sposób nic nie straciliście.
Tak czy owak w końcu udało nam się odszukać wspomnianą placóweczkę poczty japońskiej (co nie było łatwe, zwłaszcza że czas nas bardzo naglił), której powierzchnia - dałbym głowę - była mniejsza niż powierzchnia zajmowana przez zatrudnionych w niej, miotających się pięciu dzielnych pocztowców. Załatwiliśmy zatem swoją naglącą potrzebę wysłania przesyłki, a następnie w drodze powrotnej na stację, wiedziony impulsem globtrotera uzależnionego od kamery, "niespodziewanie" włączyłem trzymane w podręcznej torbie to jakże użyteczne urządzenie do nagrywania i machając nim na wszystkie strony, gawędziliśmy sobie o tym, co widzieliśmy wokół. A że widzieliśmy niewiele, bo zasłaniały nam wszystko nudne biurowce, to i gadaliśmy bez sensu i od rzeczy, aby jakoś zająć sobie czas. I właśnie ten krótki epizod z naszej nieodpowiedzialnej "goldenweekowej tokijskiej odysei" będziecie mieć okazję tu ujrzeć. Choć przed obejrzeniem zalecam łyknięcie tabletki przeciw chorobie lokomocyjnej. Nie wiem, czy pomoże, ale przynajmniej będzie to poniekąd kompatybilne z tytułem filmu.
Jednocześnie mamy nadzieję jeszcze wrócić do dzielnicy Tokio, aby pokazać wam Tokyo Station w całej krasie. Ale to już zupełnie innym razem. A tymczasem, dziękujemy za uwagę i zapraszamy do takiego sobie oglądania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz